Oppenheimer

Zakładam, że można milcząco przyjąć tematykę filmu za oczywistą – projekt Manhattan. W lipcu bieżącego roku dwa dni po światowej premierze mogliśmy (ciągle możemy) zobaczyć w Polsce film amerykańsko-brytyjski Oppenheimer). Jak tu polecić film trwający razem z reklamami 3,5 godziny. A jednak warto! Elektrycy sieciowi dostrzegą w Los Alamos porządnie wykonane linie niskiego napięcia w układzie płaskim, na słupach drewnianych i to wszystko. Ale każdy elektryk ma w sobie trochę z fizyka i trochę z matematyka, a nawet z metafizyka (prąd elektryczny i fale elektromagnetyczne są niewidzialne). Właściwie grawitacja też jest niewidzialna, ale pokonanie sił grawitacji poprzez wstawanie z łóżka jest koniecznością, aby nie dostać odleżyn lub co gorsza nie wpaść w czarną dziurę. Ale to pokonanie ludzkich słabości jest osią napędową filmu: zrozumienia badań, które prowadzi się w konkurencyjności świata nauki, godzenie w osiąganą popularność naukowców przy zawiści ukrywanej i spekulacjach zarówno politycznych jak i gospodarczych, spektakularne oskarżenia dotyczące odziaływań silnych jak rodzina i zdrady (tak, tak). Zderzenie ówczesnej moralności rozciąga się w czasie na lata 1941-1956, z dzisiejszą (w kinie na seansie jest kilkanaście osób) na lata 2014 do dziś, gdzie straszeni Europejczycy użyciem broni nuklearnej przez Rosję kwitują jej bagatelizowaniem. Podobnie było w Japonii po zrzuceniu pierwszej bomby… na drugą się nie odważą!

Film balansuje na granicy poznania naukowego sił drzemiących w naturze, a odpowiedzialnością za zastosowanie wynalazków dla potrzeb człowieka. Robert Oppenheimer (1904-1967) wplątany jest w rozpoznanie sił natury, gdy na przełomie lat 1938/39 dominuje rozszczepienie jądra uranu przez Ottona ­Hahna i Fritza Strassmanna oraz obliczenia Lisy Meitner. Pamiętajmy napięta sytuacja w Europie zwiastuje wojnę i gdy wybucha w pełni usprawiedliwia skierowanie badań na intensywne poszukiwanie extrabroni. Wkrótce nadane są wszelkie przywileje dla zintensyfikowania badań i ściągani wybitni naukowcy, także ci, którzy przybywają do USA z europejskiej zawieruchy wojennej. Wspomina się w filmie przybyłego z Węgier Leó Szilárda (1898-1964), który zrozumiał, że jego nowa ojczyzna musi mieć tę bombę wcześniej niż hitlerowskie Niemcy. Pojawia się Albert Einstein (1887-1957), który wręcz proroczo (ale na ucho) oznajmia bohaterowi filmu o przewidywanych kłopotach, gdy taka broń zostanie użyta. Film delikatnie sugeruje, że użycie jej przez faszystowskie Niemcy czy Rosję nie budziło wątpliwości, ale na szczęście(?) nie zdążyli, z tym dziś nazywanym wyścigiem zbrojeń.
Jedną z odważniejszych scen filmowych są przewidywane miejsca uderzenia bronią, którą hipotetycznie wykreśla się na mapie wokół Moskwy! Makabrycznie brzmi decyzja wykreślenia z listy obiektów atakowanych miasta Kioto – wiedzieliście o motywacji?

W 1981 roku Richard Feynman (1918-1988) w podręczniku, na którym większość uczyła się fizyki, przyznał: „Ale w tym, co robiłem, niemoralne – muszę powiedzieć – było to, że nie pamiętałem o przyczynie, dla której to robiłem i kiedy przyczyna się zmieniła, Niemcy zostali zwyciężeni, przez myśl mi nie przeszło, że to oznaczało, że muszę przemyśleć, dlaczego robię to dalej. Po prostu nie myślałem”. Szczere do bólu.

Najlepiej zlustrowane filmowo są, z punktu widzenia psychologicznego, relacje Oppenheimer – Lewis Staruss (1896-1974) – nie mylić go z Levi Straussem od dżinsów – oraz z generałem Leslie R. Grovesem (1896-1970). Rozbudowane emocjonalnie relacje polityczno-wojskowe są w kontrapunkcie do stwierdzenia Prezydenta USA „Nie chcę więcej widzieć tego beksy”. Truman zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności…

„Nie było wyboru – mówił Fermi. – Jeśli zdobyliśmy jakąś wiedzę, każda próba zapobieżenia jej użyciu (bomby) będzie równie bezcelowa jak nadzieja, że da się zatrzymać ruch Ziemi wokół Słońca”.

Można odnieść wrażenie, że największe poczucie winy po zrzuceniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki męczyło naukowców, którzy nie brali udziału w ich konstruowaniu. Podpisanie listu ­Szilárda do prezydenta Roosevelta przez Einsteina on sam nazywał po latach największym błędem swego życia, choć może niepotrzebnie się nim zadręczał, bo i bez listu USA przystąpiłyby do budowy bomby atomowej. Listem tym często podpierali się politycy – jak tu krytykować bombę, skoro poparł ją sam największy fizyk wszech czasów?

Inni naukowcy dręczyli się na równi ze spekulacjami co do przebiegu zdarzeń, choć listu nie podpisał Edward Teller, współtwórca bomby wodorowej; a sam list nie dotarł ponoć do następcy Roosevelta – Harry’ego Trumana.

Skrajne zachowania wywołała reakcja na zrzucenie bomb do dziś budzące emocje i przeróżne komentarze. Nie zapominajmy o latach 1950-1955 i zespole konstruującym radziecką bombę wodorową i próbach termojądrowych, w których też ginęli ludzie. W 1957 r. 18 wybitnych badaczy niemieckich (m.in. ­Gerlach, Hahn, Heisenberg, von Laue) wystosowało do kanclerza Adenauera tzw. Manifest z Göttingen, sprzeciwiając się uzbrojeniu armii RFN w broń jądrową.

W filmie nie ma wzmianek o Ulamie ani Rotblacie, ale trudno się dziwić, przy projekcie Manhattan pracowało 130 tys. osób i wielu protestujących.

Jednak nasza potrzeba wiary w moralność nauki i naukowców jest ciągle obecna – nieprawdaż?

Bogumił Dudek

 

Zobacz: 11/2023 Energetyki.

Call Now Button

Jeśli chcesz kontynuować oglądanie tej strony musisz zaakceptować użycie plików cookie. Więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close